Kolejny dzień Angeles , rozpoczął się nie miłym wydarzeniem.
W nocy , kobieta udała się do kuchni , aby napić się wody. Tam napotkała się na Alexandra , który kiedy tylko ją zobaczył , rozpoczął kłótnię. Angie kompletnie nie wiedziała , dlaczego Alexander tak się zachowuje. Była bezbronna, więc kiedy Alexander zaczął się wydzierać na nią , na całe miasto, tylko stała i powstrzymywała się od cisnących się do jej oczu łez.
Nie rozumiała już nic. Czy mężczyzna jest na nią zły dlatego , że zaczyna jej się układać? Czy byłby do tego zdolny? Przez te pytania , jak i oczywiście przez kłótnię, kobieta całą noc nie spała, przez co rano ,nie wyglądała dobrze.
Leniwie podniosła się z łóżka , a następnie poszła do toalety , gdzie wykonała poranne czynności oraz ubrała na siebie bordowe spodnie oraz elegancką , białą koszulę. Nie chciała się stroić , nie lubiła tego , ale musiała. Rozpoczynała swą pracę, która była zupełnie inna, niż praca w sklepie spożywczym.
Poprawiła jeszcze drobne detale w swym wyglądzie , po czym podreptała do kuchni. Fala wspomnień z wczorajszej nocy , uderzyła w nią niczym fala tsunami. Od razu jej humor jeszcze bardziej się pogorszył. Podeszła do czajnika i zaczęła przygotowywać sobie kawę.
Zbliżała się godzina 7. Angie postanowiła wcześniej wstać , aby móc zjawić się w pracy o wcześniejszej porze.
Wykonała swój napój, wypiła go, po czym jak najprędzej wyszła z domu. Nie chciała napotkać się na Alexandra, ani też na panią Konstancję , która zapewne zadawałaby mnóstwo pytań związanych z wczorajszą kłótnią.
Dlatego w pracy zjawiła się o 7:30. Weszła do windy , aby znaleźć się na 21 piętrze. Czy się denerwowała? Oczywiście , że tak. Nerwy nie dawały Angie spokoju , lecz starła się to ukryć. Chciała , aby tego dnia wszystko było idealne,lecz dobrze wiedziała , że nie będzie to proste zadanie przez wczorajszą kłótnię...
Gdy winda wskazała numer 21, Angeles wyszła i udała się w stronę recepcji, która będzie jej nowym miejscem pracy. Położyła swą torbę oraz zbędne teczki na biurku , a następnie postanowiła oznajmić swojemu szefowi , że już przyszła i jest gotowa do pracy. Jakież było jej zdziwienie , kiedy zapukała i chwyciła za klamkę , lecz nie mogła wejść do środka. Powtórzyła ruch kilka razy , aby upewnić się , czy na pewno drzwi są zamknięte,ale się nie myliła.
Czyżbym przyszła za wcześnie? - zapytała siebie w myślach, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z jej nowym szefem.
- Pan German przyjeżdża dopiero o godzinie 11. - usłyszała za sobą znajomy głos.
Powolnie odwróciła się i zobaczyła obok swego biurka, stojącego mężczyznę. Rozpoznała w nim tego samego faceta , z którym rozmawiała wczoraj i , który ciągle się na nią gapił.
Na jego widok nie skakała z radości. Wprost przeciwnie. Kobieta nie zwracając uwagi na mężczyznę , usiadła za swym biurkiem.
- Jesteś tu nowa , więc może oprowadzę cię i pokaże ci to i owo? - zapytał z dziwnymi Iskrami w oczach.
Angie trochę się zaniepokoiła. Było w tym mężczyźnie coś , czego się obawiała. Nie wiedziała dlaczego tak jest, po prostu już tak miała. Kiedy tylko spotkała kogoś , kto mógłby ją skrzywdzić, wyczuwała to. Teraz również tak było, dlatego Angie postanowiła grzecznie spławić faceta.
- Dziękuje , ale nie trzeba. Pan Castillo nic nie mówił mi o zwiedzaniu jego firmy. - odparła najmilszym głosem , jak tylko potrafiła.
Niestety, mężczyzna łatwo nie odpuszczał.
- Oj no weź. Przecież nie musi się dowiedzieć. - rzekł, podchodząc do siedzącej kobiety jeszcze bliżej , niż wcześniej.
- Skoro panna Angeles powiedziała "nie" , to powinieneś to uszanować. - odezwał się groźny głos.
Mężczyzna nękający Angeles, gwałtownie wyprostował się.
- P-pan Castillo... Czemu przyszedł pan tak wcześnie? - zapytał, a po jego minie można było wyczytać , wielkie zakłopotanie.
Angie pod nosem zaśmiała się z postawy mężczyzny.
- To nie powinno cię interesować. - odparł brunet, podchodząc bliżej do mężczyzny.
- Ja chciałem tylko...
- Już idź i zajmij się swoją pracą. - przerwał mu surowo, Castillo.
- Tak jest. - odparł przestraszony facet , po czym jak najszybciej się stamtąd ulotnił.
Angeles patrzyła na tę całą sytuację z podziwem. Choć bardziej wpatrywała się w Germana z podziwem. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji. Czuła , że dzięki niemu , nic strasznego się nie stało. Była mu wdzięczna.
- Dziękuje. - rzekła nieśmiało.
- Za co pani mi dziękuje? - zapytał , udając zdziwionego.
- Umm... Tak po prostu. - odparła szybko. Nie chciała powiedzieć prawdy , ponieważ czuła , że to nie jest konieczne. Była przecież w pracy, a nie w kawiarni na pogawędce. - Pan na prawdę przychodzi do pracy o 11?
- Tak , ale to już chyba nie będzie konieczne. Spokojnie. - rzekł , po czym wszedł do swego gabinetu , pozostawiając Angeles w wielkim zmieszaniu.
<Zmiana narracji>
Minęło już parę godzin. Jak na pierwszy dzień w takiej pracy, nie szło mi chyba źle. Najbardziej jednak denerwowało mnie to ,że co dosłownie kilka minut natarczywie dzwonił telefon służbowy. Każdy chciał mieć spotkanie ze sławnym panem Castillo. Cóż, ta praca niestety na tym polega , więc będę musiała się do tego wszystkiego po prostu przyzwyczaić.
Przerwałam moje rozmyślenia, gdyż z gabinetu wyszedł mój szef. Odruchowo wstałam na równe nogi ,uważnie na niego patrząc.
- Panno Angeles, przyszedłem panią poinformować , że dzisiaj odbywa się bankiet związany z otwarciem mej nowej firmy. - rzekł ,opierając się o biurko. Skinęłam głową. Doskonale o tym wiedziałam , gdyż większość telefonów, dotyczyła właśnie tego cholernego bankietu. Ileż można pytać się o miejsce ? Po to chyba są zaproszenia , aby je czytać ! - Tak. I dlatego , że jest pani moją nową sekretarką, pójdzie pani ze mną. - dodał bardziej pewniej.
Kiedy to usłyszałam , moje nogi zrobiły się jak z waty. Jak to możliwe , że mam pójść na jego bankiet , właśnie z nim?! Nie rozumiem , dlaczego ja? Chciałam się dopytać o szczegóły tego zaskakującego wyboru , lecz dałam sobie spokój.
- Dobrze. - odparłam cicho.
- Oczywiście w celach służbowych. Zapewne większość ludzi będzie chciała ze mną porozmawiać na temat firmy itd, dlatego pani obecność będzie pasowała idealnie.
Aha. I wszystko jasne. Pan wielmożny nie chce się zbytnio przemęczać i woli wysłać mnie , abym słuchała jakichś snobów, kto wie , czy nie gorszych od niego samego? Choć , nie. Chyba nikt nie jest bardziej wpatrzony w siebie i w swoje firmy , jak on sam.
Na odpowiedź, ponownie skinęłam głową. Mężczyzna lekko uśmiechnął się i odszedł.
Czasami na prawdę go nie rozumiem. Wydaje się być na prawdę miłym człowiekiem , ale przez ten jego biznes, psuje swoje wnętrze. Przynajmniej mi się tak wydaje. Choć , może taki po prostu jest. W końcu znam go od kilku dni, a na dodatek nasze pierwsze spotkanie nie wyszło zbyt miłe. Nazwał mnie wariatką.
Ponieważ zbliżał się koniec mojego pierwszego dnia w pracy , a ja chciałam jeszcze jakoś ogarnąć się przed tym bankietem, wyłączyłam wszystkie urządzenia, posprzątałam na biurku i spokojnie ruszyłam w stronę windy.
Gdy byłam już w środku i zwyczajnie czekałam ,aż zjadę na najniższe piętro, do środka wszedł mój najbardziej nielubiany współpracownik. Nie wiem jak on ma na imię , ale przez dzisiejszy poranny incydent związany z nim, szczerz go znielubiłam.
Uśmiechnął się do mnie szarmancko, kiedy tylko ujrzał mnie w windzie. Zwyczajnie zignorowałam go, spuszczając wzrok w dół. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Miałam wrażenie , że ten człowiek jest na prawdę jakiś dziwny.
- Skoro nie zgodziłaś się na zwiedzenie firmy , to może pójdziemy razem do jakiegoś klubu? - zapytał nagle , a kiedy uniosłam twarz w jego stronę , zorientowałam się , że facet jest niebezpiecznie blisko mnie.
Przełknęłam nerwowo ślinę, próbując odsunąć się od niego, lecz kiedy wykonałam pierwszy krok, mężczyzna ponownie się do mnie zbliżył.
- Nie ,dziękuje. Nie lubię takich miejsc. - oznajmiłam krótko.
- Ah, lubisz w cichym miejscu?
- Słucham?! - zapytałam, podnosząc głos.
Człowiek mnie już denerwował , a na dodatek zaczął wygadywać do mnie jakieś dziwne pytania. Co on o siebie myśli?
- No co? A może...- urwał i przybliżył się do mnie , jak dla mnie zbyt blisko. Uniósł dłoń i przyłożył ją do mej szyi. - Wolisz tutaj?
Automatycznie się od niego odsunęłam na drugi koniec windy. Nie była to jakaś duża odległość , ale przynajmniej już mnie nie dotykał.
- Proszę mnie posłuchać. Nie zamierzam z panem nigdzie iść i proszę dać mi spokój. - rzekłam stanowczo i w tym samym czasie winda się otworzyła.
Jak najszybciej stamtąd wyszłam i udałam się w stronę wyjścia, a kiedy już stałam na świeżym powietrzu , przeszłam parę kroków i usiadłam na pobliskiej ławce, aby trochę ochłonąć.
Dzisiejszy dzień w pracy byłby udany , gdyby nie fakt , że jakiś facet bardzo chce się ze mną umówić. Najchętniej poszłabym donieść o tym Germanowi , lecz... Wolę nie robić sobie w pracy wrogów. Zwłaszcza , że mój stosunek do ludzi jest na prawdę znikomy... Raptem znam w tym miejscu 5 osób.
Po uspokojeniu się, wstałam i ruszyłam do domu. Przez całą drogę , rozmyślałam nad pomysłem , aby jakoś się wymigać od tego bankietu. Na prawdę nie miałam ochoty na słuchanie jakiś sfer wyższych o tym , jak ich życie jest cudowne ,a zarazem ciężkie. Choć możliwe, że się mylę ,co do takich ludzi.
***
Siedziałam bezczynnie, gapiąc się na mą małą szafę. Normalnie , nie przejmowałabym się moim wyglądem , lecz teraz musiałam. W końcu idę na bankiet reprezentować pracowników firmy Castillo. Nie mogę pozwolić sobie na zwykłe spodnie oraz sweter, ponieważ wtedy , na pewno dobrego wrażenia bym nie zrobiła. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to , że moja garderoba była tak skromna, że nic się nie nadawało na taką okazję. A tak w ogóle , co ja się tym tak przejmuję? Przecież Castillo nie informował mnie, abym się stroiła. W końcu idę tam w celach służbowych i tylko tyle.
Ciężko westchnęłam, po czym wzięłam do rąk sukienkę mojej mamy, która była w kolorze kremowym. Była skromna, lecz na moje szczęście, ja takie sukienki lubię. Założyłam ją oraz zwyczajne , białe szpilki i zaczęłam się przeglądać w lustrze. Stylizacja bardzo przypadła mi do gustu.
Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie mamę. Ona zawsze wyglądała wspaniale, nie strojąc się , jak jakaś gwiazda. Pamiętam , jak tata opowiadał mi , że właśnie dzięki jej skromności , poznał ją i od razu się w niej zakochał.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza kropla, którą od razu wytarłam. Nie mogłam sobie pozwolić na rozpamiętywanie, gdyż właśnie przez to, dawniej popadłam w depresję.
Odeszłam od lustra, zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy , po czym zeszłam na dół.
Schodząc, zauważyłam Alexandra, siedzącego na kanapie przed telewizorem. W jednej chwili zwrócił wzrok na mnie, powodując, że prawie się potknęłam. Gdy zmierzałam w stronę wyjścia, usłyszałam za sobą kroki.
- Pięknie wyglądasz. - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się, patrząc na niego uważnie. Na prawdę ten facet był dziwny. Wczoraj wydzierał się nade mną, a dzisiaj prawi mi komplementy. Co to wszystko ma znaczyć?
- Dziękuje. - odparłam , pomimo tego , że nie miałam chęci , na jaką kolwiek z nim rozmowę.
- Idziesz z nim, prawda?
Uniosłam lekko brwi z zaskoczenia jego pytaniem.
- Nie. Idę tam służbowo. - oznajmiłam mu spokojnym głosem, choć wewnątrz mnie zaczynało się gotować ze złości. Choćbym nawet szła z Castillo, to co? Znów zacząłby się na mnie wydzierać?!
- Uważaj na siebie. - rzekł szybko i pośpiesznie się ulotnił, pozostawiając mnie w osłupieniu.
Dziwne- pomyślałam, lecz na dalsze rozmyślanie nie miałam czasu , więc zwyczajnie wyszłam na zewnątrz.
Szłam spokojnym krokiem , lecz z każdą minutą , czułam się coraz bardziej poddenerwowana. Nigdy jeszcze nie byłam na żadnym bankiecie. W ogóle nie byłam na żadnej imprezie, gdyż nie lubię takiej formy zabawy. Głośna muzyka , tłum spoconych ludzi i ten alkohol... Z książek wiem tylko tyle, że bankiety , przeważnie są całkowitym przeciwieństwem , masowych imprez. Ale to i tak niczego nie zmienia. Nie lubię jakichkolwiek imprez.
***
Weszłam do budynku , niewiele mniejszego od firmy , w której pracuję i skierowałam się w stronę sali bankietowej. Już na samym wejściu , w moje oczy rzuciły się kobiety, który były wystrojone , jak na czyjeś wesele. Kiedy mnie zauważyły , automatycznie wszystkie pary oczu , badawczo się mi przyglądały.Wyraz twarzy tych "dam" był nieco złowrogi, co jeszcze bardziej napawało mnie strachem, ale dzielnie szłam przed siebie. Podeszłam do ściany, obok muzyków , którzy właśnie rozkładali sprzęt. Jeden z nich poprosił mnie o pomoc , więc pośpiesznie podeszłam do niego i pomogłam mu wyciągnąć niesamowity keyboard. Lecz instrument wcale nie przypominał mojego, a wprost przeciwnie. Był bardzo elegancki , a ilość przycisków bardzo mnie zaskoczyła.- Nigdy nie widziała pani takiego instrumentu? - niespodziewanie zapytał się mnie mężczyzna, , któremu pomogłam, lekko się śmiejąc.
- Widziałam , lecz nie widziałam tak bardzo eleganckiego. Musi wspaniale grać. - odparłam zachwycona.
Facet jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- To prawda. Wie pani co... Prosząc panią o pomoc, spodziewałem się , że się pani ode mnie zwyczajnie odwróci , a tu taka niespodzianka, dlatego może chce pani zagrać?
- J-ja? Nie, nieee... Bardzo dziękuje , ale... Chyba nie wypada. - mówiłam zawstydzona.
Prawda była taka , że bardzo chciałam wypróbować tak wspaniałe cudo, lecz w tym miejscu nie mogłam, ponieważ przyszłam tu do pracy.
- I tak nie ma jeszcze wszystkich gości , a ci tutaj są zajęci swoimi sprawami. Proszę się nie krępować. - zachęcał, a ja coraz bardziej miałam ochotę na zagranie jakiegoś utworu.

Chwiejnie grałam moją , niedawno napisaną melodię . Na początku czułam jak moje policzki potwornie mnie szczypią , a żołądek skacze w górę i w dół , lecz po paru sekundach nie zwracałam uwagi na te dolegliwości. Całkowicie oddałam się płynnej muzyce, którą się delektowałam z przymkniętymi powiekami. Z mej głowy wszystkie niespokojne myśli odstawiłam na bok. To było nieważne. Grałam nie zważając na to, że znajdowałam się na środku sali bankietowej.
Jak tylko zakończyłam grać swój utwór, spadłam na ziemię. Uniosłam powieki , patrząc z obawą na wszystkich , którzy bacznie się mi przyglądali. W jednej chwili wszystkie nerwy powróciły, a ja nie wiedziałam co robić. Powolnie wycofałam się, rzekłam ciche "dziękuje" do muzyków, po czym jak najprędzej się ulotniłam.
Wyszłam na korytarz, gdy niespodziewanie na kogoś wpadłam. Na szczęście nikt nie ucierpiał, prócz mojego nosa, który lekko się stłukł podczas spotkania z twardą przeszkodą, którą okazał się być , nie kto inny, jak German Castillo. W duchu cieszyłam się , że nie widział mnie , grającą na keyboardzie.
- Panna Angeles. - rzekł , uśmiechając się , przez co moje nogi stały się niespokojnie miękkie.
- Pan Castillo. - zawtórowałam mu, próbując utrzymać równowagę.
- Dobrze panią widzieć. Doszły mnie słuchy , że ktoś z gości , bardzo ładnie gra na jakimś instrumencie. Wie pani kto to? - zapytał nagle , a ja osłupiałam.
Kompletnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Spanikowałam.
- Słucham? Co? Ee... Ja na pewno nie. Skąd panu to przyszło do głowy. Ha! Ha! Ha! - zaśmiałam się nerwowo.
Mężczyzna lekko uniósł brwi oraz prawy kącik ust.
- Nie powiedziałem , że to pani. Zwyczajnie się panią zapytałem o tą sprawę , gdyż wychodziła pani z sali , więc pomyślałem , że może pani coś na ten temat wiedzieć. - wytłumaczył łagodnie.
Kamień spadł mi z serca.
- Aaaa... No tak.
- Więc? - dopytywał , uśmiechając się półgębkiem.
- Więc co?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Więc wie pani? - zaśmiał się cicho.
- Aaa... Nieee. Nie wiem. Eee... Przepraszam na chwilkę. - odparłam, po czym szybkim krokiem weszłam do toalety.
Wyszłam przed nim na totalną idiotkę. Świetnie. Że też mi się zachciało grania!
***